Z krótkimi przerwami dobra passa deweloperów trwa od 2016 roku. W tym czasie indeks cen mieszkań liczony przez Morizon wzrósł aż dwukrotnie. To nawet więcej niż pędzące w zawrotnym tempie płace, przeszło dwa razy więcej niż inflacja, a z giełdą w ogóle nie ma co porównywać: WIG20 w tym okresie wzrósł o rachityczne 6 proc. Pozornie stabilne nieruchomości stały się jednym z najdynamiczniejszych biznesów, które wykreowały niejedną fortunę.
Wystarczy spojrzeć na nasze zestawienie TOP 30 największych prywatnych deweloperów, kontrolowanych wyłącznie przez rodzimych przedsiębiorców. Pierwsza dziesiątka warta jest ponad 10 mld zł, a na szczycie mamy Zbigniewa Juroszka, który ze swoim ATALem zrobił oszałamiającą karierę. Tylko w ciągu minionego roku zwiększył wycenę spółki z 1,1 do 2,7 mld złotych.
Dla zwiększenia skali biznesu Zbigniew Juroszek znacząco poszerza zasięg geograficzny działalności ATALu i wchodzi do mniejszych miast, takich jak Gliwice czy Piotrków Trybunalski.
Tymczasem, podobnie jak u wielu innych przedsiębiorców, nieruchomości początkowo były dla niego biznesem całkiem pobocznym. Pojawiły się niejako „przy okazji”. Zbigniew Juroszek zaczynał od handlu materiałami, które 30 lat temu z Azji sprowadzał dla takich firm jak Vistula czy Wólczanka. Sporo zarabiał i bardzo dużo oszczędzał, a nadwyżki lokował w kupno własnych magazynów. Pierwszą inwestycję dużej skali przeprowadził pod koniec lat 90. Był to budynek dawnej fabryki skór przy ul. Krakowskiej we Wrocławiu. Na własne potrzeby wystarczało jednak tylko kilka tysięcy metrów powierzchni, a budynek był kilkakrotnie większy. Coś musiał zrobić z nadwyżkową powierzchnią.
– Z wynajmu żyć nie chciałem. Przyzwyczajony byłem do handlowania. Wolałem, jak pieniądz się obraca. Dlatego zdecydowałem, że zamiast biur będę robić mieszkania. To jest produkt, którym można handlować – wspomina.
I tak właśnie zaczął się ATAL. Po Wrocławiu przyszła Łódź, a później kolejne miasta. Ekspansja terytorialna była jedną z podstawowych przyczyn, dla których biznes Zbigniewa Juroszka tak mocno się rozwinął.
Dziś ATAL jest już na siedmiu największych rynkach, a z biegiem czasu zaczął się pochylać nad coraz mniejszymi ośrodkami, takimi jak np. Gliwice czy nawet Piotrków Trybunalski.
– Nie chcemy wchodzić do całkiem małych miast, ale nasze lokalne oddziały np. z Katowic zaczynają tworzyć pododdziały, jak w Gliwicach, aby także tu wyjść z ofertą. Strategią ATAL jest rosnąć szybciej niż konkurencja. Geograficznie chcemy więc działać dość szeroko – mówi Zbigniew Juroszek, którego cechą wyróżniającą, decydującą o sukcesie jest „bycze” nastawienie do rynku.
Założyciel ATAL to urodzony optymista. Bardzo wierzy w rozwój i wzbogacanie sektora nieruchomościowego. Od początku gra w ten trend, nawet jeśli deweloperka zalicza dołki. Tak było w czasie najpoważniejszego kryzysu 2009 roku.
– Nie zatrzymaliśmy wówczas ani jednej budowy. Wszystko udało nam się sprzedać. Rzecz jasna banki ograniczyły finansowanie, ale ja nie wahałem się pożyczyć spółce wszystkich własnych pieniędzy, kilkudziesięciu milionów, które zostawiłem sobie na czarną godzinę – wspomina przedsiębiorca.
Rzecz jasna nie może to być powiększanie oferty na siłę, aby tylko rok za rokiem nakręcać sprzedaż i prężyć muskuły.
– Kiedy jest się spółką giełdową, zawsze istnieje presja, aby rosnąć. Inwestorzy doskonale zdają sobie jednak sprawę, że jest to biznes cykliczny i ofertę trzeba dostosowywać do panujących warunków – zaznacza szef ATAL.
Były więc lata, gdy sprzedaż i wyniki spadały, np. w 2018 czy 2022 r., ale długoterminowo kierunek jest jasny: cały czas na północ. I tak wygląda to z perspektywy dekady, w czasie której biznes ATAL wzrósł dziesięciokrotnie: ze 161 mln zł do 1,68 mld zł przychodów. [...]
Jednocześnie spółka nie traciła z oczu tak ważnej dla inwestorów polityki stałego płacenia dywidendy. Zbigniew Juroszek zyskiem dzieli się od 2016 r., a już zdążył przekazać inwestorom prawie 1,1 mld złotych.
Link do artykułu